Deficyt śniegu w Europie Środkowej zagraża organizacji większości etapów Tour de Ski.
Start wielodniówki zaplanowany jest dopiero co prawda na 3 stycznia w niemieckim Oberstdorfie (odbędzie się tam także drugi etap), ale właśnie tam sytuacja jest najtrudniejsza – śniegu po prostu nie ma. Prognozy też nie są optymistyczne.
Nieco lepiej jest w rodzinnej miejscowości Dario Cologni – szwajcarskim Val Mustair, ale głównie dlatego, że ośrodek położony jest wyżej, a w programie jest sprint – potrzeba więc tylko ochłodzenia (jest spodziewane przed świętami), by naśnieżyć trasę.
Etapy nr 4 i 5 to Toblach, w tym najdłuższy, męski bieg pościgowy z Cortiny do Toblach (35 km). Włosi wyprodukowali trochę sztucznego śniegu, ale jesli aura nie będzie sprzyjająca, program będzie musiał być zmieniony.
Podobna sytuacja jest w Val di Fiemme i jeśli nic się nie zmieni, to niewykluczone, że zamiast finałowej wspinaczki na Alpe Cermis zawodnicy ścigać się będą w położonym nieopodal (i wyżej, bo na 1800 m n.p.m) Passo di Lavaze – i to nie pod górę, ale w zwykłym biegu pościgowym.
Władze FIS gorączkowo zastanawiają się, czy i jak zmienić program oraz lokalizację zawodów.
Kamil Zatoński