
Do medali i punktów Pucharu Świata droga jeszcze daleka, ale 20-latka zapewnia, że uporem i ciężką pracą przekona wszystkich, że jej powołanie do kadry to był strzał w dziesiątkę.
Kiedy przed rokiem Aleksander Wierietielny i Justyna Kowalczyk tworzyli kadrę kobiet, na pierwszej liście Weroniki Kalety nie było. Załapała się w ostatniej chwili, a później nie tylo pojechała na Mistrzostwa Świata Juniorów, ale też na dorosły czempionat w Seefeld i zadebiutowała w Pucharze Świata. Na koniec sezonu sięgnęła jeszcze po brązowy medal Mistrzostw Polski w biegu na 15 km techniką klasyczną.
Na poczatku zostałam odrzucona, co podcięło mi trochę skrzydła. Ale pierwsze, co pomyślałam, to „ja wam jeszcze pokażę”. Udało się i cel został osiągnięty – mówi Weronika Kaleta
Biegaczka przygodę z nartami rozpoczęła w klubie LKS Markam Wiśniowa-Osiezany, a później poszła do zakopiańskiej Szkoły Mistrzostwa Sportowego Jak odnalazła się w „szkole” Aleksandra Wierietielnego?
W SMS treningi były zdecydowanie krótsze, a obciążenia mniejsze.
Trening tam był inny, ale z roku na rok notowałam progres dzięki trenerowi Tomaszowi Sobanskiemu. Trener Wierietielny ma swoją szkołę, jest ona ciężka. Wcześniej żadna dziewczyna z grupy nie trenowała tyle, ale jak widać jest to dobra szkoła i zobaczyliśmy, że nic łatwo nie przychodzi. Trzeba ciężko pracować, żeby osiągać dobre wyniki w sporcie na wysokim poziomie – nie ma wątpliwości 20-latka.
Miniony sezon uważa za bardzo udany, choć zaznacza, że było kilka lepszych i gorszych startów. Za największy sukces uważa dostanie się na Mistrzostwa Świata.
Wcześniej było to dla mnie celem nieosiągalnym. Nawet nie marzyłam, że będę miała możliwość podglądania i uczenia się od najlepszych na świecie – dodaje Weronika Kaleta.
W Seefeld w sprincie była 46, w biegu łączonym 49, a w biegu na 10 km Cl 57.
Wcześniej w Dreźnie zadebiutowała w zawodach Pucharu Świata. W sprincie była 49, a w team sprincie 17.
Były to pierwsze zawody takiej rangi, na których miałam przyjemność być . Po tych zawodach pomyślałam sobie, że rywalki są tylko trochę mocniejsze, że to jest tylko kwestia czasu i nie ma rzeczy niemożliwych. Trzeba zakasać rękawy i brać się do roboty – mówi Weronika Kaleta.
Jak podkreśla, jej największym atutem jest to, że jest bardzo uparta i jak sobie coś założy, to nigdy nie odpuści.
Szansę na wejście do kadry otrzymała też siostra Weroniki – Karolina (rocznik 2002).
Bardzo się cieszę, że ma taką możliwość. Będę jej na pewno pomagać, może kiedyś wygra ze starszą siostrą, czego jej życzę, bo rywalizacja musi być – dodaje biegaczka, która na sport była „skazana”
Cała moja rodzina miała odczynienia ze sportem. Tata trenował biathlon i lekkoatletykę, mama biegi narciarskie i biathlon, a ciocia Krystyna biegi narciarskie. Starsi bracia też trenowali, najmłodsi się ruszają. W Kasinie odkąd Justyna Kowalczyk zaczęła wygrywać, w szkołach na każdym wf chodziliśmy na narty. Tata też ciągnął mnie do sportu i tak zostało – dodaje.
Jeśli nie sport, to co?
Mało mamy wolnego czasu, ale od zawsze interesowałam się fryzjerstwem. Fakt, że mam dwie młodsze siostry, pomagał mi w tym, bo miałam się na kim uczyć – mówi Weronika Kaleta, która liczy jednak, że za kilka lat – jeśli wszystko dobrze się potoczy – kibice będą mogli ją oglądać w transamisjach z najważniejszych zawodów.
Rozmawiał: Kamil Zatoński
Czytaj także: Biegówki w Wiśniowej i Osieczanach kobietami stoją