
Tak trasa Tartu Maratonu wyglądała przed dwoma laty, kiedy zawody odwołano. Obecnie jest niewiele lepiej.
Odwilż stwarza poważne zagrożenie dla organizacji maratonu Tartuskiego, zaliczanego do Worldloppet.
Bieg, który przed rokiem odbył się w znakomitych warunkach (przeczytaj o wynikach Polaków>>), w tym roku takiego szczęścia do pogody nie ma. Śnieg, który spadł w ostatnich tygodniach, znika z tras po przyjściu odwilży (temperatura powyżej zera, na domiar złego pada deszcz).
Organizatorzy zawodów, zaplanowanych na 21 lutego, uspokajają co prawda, że do ewentualnego wystrzału startera pozostało jeszcze ponad trzy tygodnie, ale mają świadomość, że trzeba się przygotować na najgorsze, bo prognozy na najbliższe dni nie są korzystne, a zmarznięta ziemia, która utrzymuje jeszcze trasy w jako takim stanie tam, gdzie cień dają lasy, może wkrótce rozmarznąć i wszystko zacznie się od zera.
Czy jest jakiś plan B? W 2014 r., kiedy zawody ostatecznie odwołano, rozważano start na tafli jednego z jezior. I to się jednak nie udało, a w tym roku nie ma o tym mowy. Możliwe jednak, że jesli warunki się nie poprawią, bieg odbędzie się w formie podobnej do tej, którą „przećwiczono” choćby na La Sgambedzie czy Jizerskiej Padesatce – za pętlę posłuży ta usypana w Tartu ze sztucznego śniegu (jej obecna długość to 4 km). W czarnym scenariuszu zawody zostaną odwołane, a połowa opłaty startowej przejdzie na rok przyszły.
Kamil Zatoński