Szwecja po raz pierwszy w historii cieszyła się z dwóch złotych medali w sztafetach. Norwegom brak jakiegokolwiek przydarzył się dopiero czwarty raz w historii.
Niedzielny triumf męskiej sztafety Szwecji był niespodzianką dużo mniejszego kalibru, niż wygrana ich koleżanek dzień wcześniej. Szwedzi od początku igrzysk w biegach narciarskich prezentują się znakomicie, czego potwierdzeniem jest worek medali – w dorobku mają ich już dziewięć (2 złote, 5 srebrnych i 2 brązowe), wobec siedmiu, które zawisły na szyjach Norwegów (ci mają jednak trzy z najcenniejszego kruszcu).
Dla tych ostatnich brak medali w biegach rozstawnych to co prawda nie pierwszyzna, ale narodowi, który szczyci się mianem najlepszego narciarsko na świecie porażki nie zdarzały się często.
Po raz ostatni Norwegowie nie przywieźli medalu w sztafecie całkiem niedawno, bo z igrzysk w Turynie w 2006 r. Wtedy w rywalizacji pań drużyna zajęła dopiero piąte miejsce (pierwsze były Rosjanki; Szwedki – czwarte), a występ zawaliła… Marit Bjoergen, która przeżyła wówczas załamanie formy.
Norwegowie też zajęli wtedy piąte miejsce, z ponad 1-minutową stratą do zwycięzców – Włochów. Winowajcą porażki był biegnący wówczas na trzeciej zmianie Frode Estil. Szwedzi zajęli trzecią lokatę.
W historii zimowych igrzysk sztafety męskie rozegrano 19 razy, a kobiece 16. Tylko cztery razy zdarzyło się, by ani jeden medal nie przypadł Norwegom.
Kamil Zatoński