WADA nie znalazła dowodów na to, że 95 z 96 podejrzanych rosyjskich olimpijczyków z Soczi przyjmowała doping.
Sprawa była bardzo głośna, bo chodziło o podejrzenie systemowego dopingu, którego kulisy ujawnił Grigorij Rodczenkow, były dyrektor laboratorium antydopingowego w Moskwie, który w listopadzie 2015 r. podał się do dymisji, a krótko później wyjechał do USA. Tam opowiedział o procederze podmiany próbek, pobranych w czasie igrzysk w Soczi.
„Ludzie cieszyli się z medali, a my szaleńczo podmienialiśmy próbki z moczem” – mówił Rodczenkow.
W następstwie sporządzonego m.in. na podstawi tych zeznań raportu, przygotowanego przez zespół pod przewodnictwem Richarda McLarena ze Światowej Agencji Antydopingowej (WADA), zawieszono prawie setkę rosyjskich sportowców, w tym szóstkę biegaczy narciarskich. W tym gronie znaleźli się Aleksander Liegkow, złoty medalista z biegu na 50 km techniką dowolną, oraz Aleksiej Pietuchow, Jewgienij Biełow i Maksim Wylegżanin (srebrny w biegu na 50 km). Żaden z nich nie mógł wziąć udziału w większości zawodów Pucharu Świata w minionym sezonie oraz w mistrzostwach świata w Lahti. Wszystko wskazuje jednak na to, że będą oni mogli oficjalnie wrócić do rywalizacji od 1 listopada, kiedy kończy się im okres zawieszenia, bo do tej pory WADA nie zdołała ustalić dowodów indywidualnej winy.
-Nie mamy nic, co mogłoby posłużyć jako podstawa do kary czy zawieszenia sportowców, ale brak dowodów nie oznacza, że są oni winni – powiedział Olivier Niggli z WADA.
Kamil Zatoński