
Norweżki sięgnęły po złoty medal mistrzostw świata w sztafecie 4×5 km. Bez medalu Szwedki i Amerykanki, Polkom umiejętności wystarczyło na niecałe trzy odcinki.
To nie tak miało być – mówią teraz na pewno w Szwecji, która była faworytem do złotego medalu w sztafecie.
Już jednak na pierwszej zmianie, na której pobiegła sprinterka Jonna Sundling strata nieoczekiwania zrobiła się tak duża, że poźniej nie sposób było jej odrobić. Zwłaszcza że biegnaca na drugiej zmianie Charlotte Kalla pobiegła bardzo słabo i Ebba Andersson, i Frida Karlsson miały do odrobienia prawie dwie minuty do mknących po złoto Norweżek.
Norweżki biegły równo, a różnicę zrobiła oczywiście Theres Johaug, która szybko odskoczyła Rosjance Tatianie Sorinie na trzeciej zmienie i dała Helen Marii Fossesholm bezpieczną przewagę.
Rosjanki cieszyły się ze srebrnego medalu, dla nich pierwszego na tym nieudanym do tej pory dla nich czempionacie.
O brąz zażarcie walczyły Finki, Amerykanki i Niemki. Pierwsza odpadła Victoria Carl, a na finiszowej prostej nieoczekiwania szybsza od Jessie Diggins okazała się Krista Parmakoski. Znakomicie pobiegła także na trzeciej zmianie 42-letnia Riita-Liisa Roponen, która stała się cichą bohaterką tych mistrzostw. Dla niej to siódmy medal mistrzostw świaa w karierze – pierwszy (srebrny) zdobyła przed szesnastoma laty także w Oberstdorfie, w sprincie drużynowym. Później zgarnąła dwa złota w Sapporo w 2007 r. (sprint drużynowy i sztafeta), Lubcercu (2009, sztefata), Oslo (2011, brąz w sztafecie) i Falun (2015, brąż w sztafecie).
Polki niestety po raz kolejny rozczarowały.
Monice Skinder sił starczyło do pierwszego podbiegu, kiedy odpadła od czołówki. Po 5 km miała 2 minuty straty do liderki. Strata dwukrotnie się powiększyła po zmianie, którą biegła Izabela Marcisz, a Karolina Kaleta mogła już tylko modlić się o to, by nie zostać zdublowaną. To niestety stało się w połowie jej odcinka. Zdublowane zostało także pięć innych ekip z piętnastu, które przystąpiły do rywalizacji.
Kamil Zatoński