Johaug zadowolona, Bjoergen i jej trener zaniepokojeni, Weng – ugotowana – to w skrócie doniesienia po czwartkowym biegu na 10 km.
Choć Norwegowie uzbierali już pokaźną kolekcję medali w biegach narciarskich na igrzyskach w Soczi (trzy złote, srebrny i trzy brązowe – w sumie siedem na 15 możliwych do zdobycia), to z ich obozu po zwycięskim dla Justyny Kowalczyk biegu na 10 km techniką klasyczną powiało raczej rozczarowaniem. Czasem dość jednoznacznym.
– Jestem zaje… rozczarowana – wypaliła po biegu Marit Bjoergen, która zajęła 5. miejsce i pierwszy raz od dwóch lat znalazła się poza podium biegu dystansowego. Złota medalistka biegu łączonego na punkcie pomiaru czasu na 6 kilometrze (czego telewizje nie pokazały) miała 4 sekundy przewagi nad Justyną Kowalczyk i była pierwsza, ale wtedy coś się zacięło. Niespelna 2 kilometry dalej strata wynosiła 20 sekund, a na mecie powiększyła się do ponad 30.
Co się stało?
– Nie przypomina sobie, bym kiedykolwiek tak się czuła – przyznała Marit Bjoergen, która po wbiegnięciu na metę długo nie mogła się podnieść.
Odpowiedź tymczasem może być dość prosta. Już przed rokiem zawodnicy podkreślali, jak trudne są podbiegi na olimpijskiej trasie, a eksperci sugerowali, że na podbiegach Bjoergen może tracić, bo jej mięśnie trzeba będzie „nakarmić” dużą ilością tlenu. W czwartek do tego doszła wysoka temperatura powietrza, która roztopiła śnieg na trasie. Nawet Justyna Kowalczyk przyznała, że na najdłuższym podbiegu nie dała rady, co widać było w przekazie telewizyjnym – krok był krótki, właściwie podobny bardziej do marszu.
O tym, jak było gorąco i jak wykańczało to zawodniczki, mówiła też Heidi Weng, która stwierdziła,że następnym razem w takich warunkach pobiegnie chyba tylko w samych… gatkach.
– Bikini byłoby najbardziej odpowiednim strojem – dodała Theres Johaug.
– Byliśmy przygotowani na tak wysoką temperaturę, ale chyba przeszło to nasze oczekiwania. Być może zawodniczki powinny były założyć jeszcze mniej ubrań i więcej się nawadniać. Mieliśmy na trasie tylko jedno miejsce, w którym podawaliśmy napoje. Powinny były być dwa – powiedział Egil Kristiansen, trener norewskich biegaczek.
Kristiansen ma mały ból głowy przed sobotnią sztafetą, choć zapewnia, że wszytsko jest pod kontrolą – skład ma być podany w piątek i niespodzianek nie powinno być, choć najpierw trzeba będzie ustalić przyczynę słabości Bjoergen i zdecydować, czy to przypadek, czy jakiś większy problem – np. choroba. Wątpliwością są też odnośnie tego, czy na trzeciej zmianie wystąpi Astrid Jacobsen czy Kristin Stoermer Steira. Obie nie osiągają rezultatów, jakich się po nich spodziewano, choć dla pierwszej częśćiowym usprawiedliwieniem jest osobista tragedia (śmierć brata).
Po czwartkowej „dziesiątce” jedyną zadowoloną w norweskim obozie była Therese Johaug, która stwierdziła, że podbiegi w Soczi były trudniejsze niż w Val di Fiemme, a kiedy wpadła na metę, to była przekonana, że zajęła czwarte miejsce – dopiero przy wejściu do namiotu dostała informację, że ma medal.
– Brąz smakuje mi dziś jak złoto – powiedziala mała Norweżka.
Źródło: langrenn.com, nrk.no