Paulina Maciuszek na stronie PZN tłumaczy się ze słabych wyników na MŚ w Val di Fiemme i wierzy w sukces sztafety. Ale sukces niekoniecznie równa się medal…
W Val di Fiemme Maciuszek zajęła 56 miejsce w spincie, 28 w biegu łączonymi i 34 w biegu na 10 km techniką dowolną. To rezultaty ani dobre, ani złe – raczej w normie dla zawodniczki, która rzadko zbliżała się do TOP30 w zawodach Puchary Świata, ze względu na tzw. kwoty narodowe na MŚ (kraje nie mogą wystawić więcej niż 4 reprezentantek) lepiej obsadzonych niż poszczególne konkurencje w Val di Fiemme.
– Miejsce poza trzydziestką nie satysfakcjonuje mnie, liczyłam na więcej. Nie chcę się tym tłumaczyć, ale startowałam z beznadziejnym numerem (11 – red.) wśród najsłabszych i nie miałam za kim się podciągnąć, nie wiedziałam jak szybko pobiec, aby znaleźć się wysoko. Prowadziłam podczas biegu, ale co mi z takiego prowadzenia nad reprezentantkami egzotycznych krajów, gdy później wiele zawodniczek pobiegło jeszcze szybciej – tłumaczyła w rozmowie, cytowanej na stronie internetowej Polskiego Związku Narciarskiego.
W czwartek rozegrany zostanie bieg sztafetowy na dystansie 4×5 km.
– Pewniaczek do składu w sztafecie nie ma – poza Justyną. Bardzo chciałabym w niej wystartować i wydaje mi się, że to może być nasz najlepszy start tutaj. To tylko 5 kilometrów, to przedłużony sprint. Jak dla mnie myślę, że będzie to dobry dystans. Naprawdę mamy szansę powalczyć o sukces. Dla każdej z nas oczywiście sukces to coś innego, każda ma swoje cele. W tym roku o medal oczywiście będzie bardzo ciężko, ale w przyszłości kto wie, z takim trenerem i serwisem można góry przenosić. Trener tchnął w nas nowego ducha – zapowiedziała nasza biegaczka.
Źródło: www.pzn.pl
Kamil Zatoński