Łukasz Kunc: Przez 3 lata właściwie nie biegałem na nartach

TYLKO U NAS Niespodziewany brązowy medalista mistrzostw Polski na dystansie 30 km opowiada o tym, co zdecydowało o jego sukcesie, o tym, czy woli dwa koła, czy dwie deski, a także o poszukiwaniu motywacji i ludziach z pasją. 

– Zacznijmy od samego medalowego biegu, który ułożył się po Twojej myśli – co prawda Antolec i Bury odskoczyli – ale grupka walcząca o brąz z każdym kółkiem zmniejszała się, a Ty wciąż w niej byłeś. W końcówce zachowałeś najwięcej sił. Miałeś jakąś szczególną taktykę na ten bieg?

– Ciężko mówić o konkretnej taktyce przed biegiem, to był mój piąty start na biegówkach w sezonie, więc nie wiedziałem na co mnie do końca stać w bezpośredniej rywalizacji z najlepszymi biegaczami w Polsce.  Natomiast w trakcie pokonywania kolejnych kilometrów pojawiały się w mojej głowie pewne pomysły. Startowałem z dalekim numerem  więc nie za bardzo mogłem jakoś zareagować na to, co działo się na samym początku biegu, kiedy od grupy, w zasadzie na kilkaset metrów po starcie, oderwali się Jan Antolec i Dominik Bury. Starałem się biec dosyć ostrożnie, tak by nie przytrafiła się mi historia typu upadek czy złamany kijek, o co w tych warunkach nie było trudno. Wraz z pokonywaniem kolejnych kilometrów zdałem sobie sprawę, co zresztą po poprzednich startach nie było dla mnie zaskoczeniem, że świetnie czuję się na podbiegach i to starałem się wykorzystać, przechodząc na nich do przodu, dyktując mocne tempo, z którym niektórzy zaczęli mieć problemy.

Bardzo ważna dla przebiegu rywalizacji była zmiana nart po 15 km, której poza mną i kolegami z klubu Andrzejem Pradziadem i Mateuszem Chowaniakiem dokonał Mateusz Haratyk. Na trasie w kilku miejscach był bardzo brudny śnieg, przez który narty szybko tracą początkową szybkość. Po zmianie sprzętu, różnica była naprawdę bardzo odczuwalna, w zasadzie po kilkuset metrach doścignęliśmy Bartłomieja Ruckiego i Kamila Burego, którzy nie zmieniali nart i nie byli w stanie wytrzymać tempa czwórki, która narty zmieniła. Po kilku kilometrach tempa nie wytrzymał Mateusz Haratyk i zostałem razem z Mateuszem i Andrzejem.  Stało się jasne że o brązowy medal stoczymy wewnątrz klubową walkę. Wiedziałem że moją szansą są podbiegi więc planowałem tam, nawet nie tyle atakować, co po prostu od samego początku podyktować mocne tempo. Na przedostatnim „samolocie” zyskałem kilka sekund nad chłopakami, ale po kilkuset metrach zjazdów zostałem doścignięty.

Wiedziałem, że jak chcę stanąć na podium, nie mogę czekać na ostatnie metry i sprinterski finisz, tylko muszę na ostatnim kole zbudować solidną przewagę na podbiegu. Plan się powiódł, zyskałem około 20-30 sekund nad biegnącym za mną Mateuszem i tę w miarę bezpieczną przewagę dowiozłem do mety odnosząc, największy sukces w karierze, który dla wielu, podobnie zresztą jak dla mnie, był sporym zaskoczeniem.

– Po Twoim medalu niektórzy komentowali, że kolarz dołożył kadrowiczom. Inni dodawali, że warunki mogły sprzyjać kolarzowi, bo było miękko, a bieg był wolny. Jak to oceniasz?

– Po oderwaniu się Jana i Dominika, chyba dla wszystkich w drugiej grupce stało się jasne że tylko jeden z nas stanie na podium. Tempo rzeczywiście nie było bardzo mocne o czym, świadczy fakt że po 15 km traciłem do Jana Antolca 4 min, niewiele mniej niż na mecie. Mimo to, w tych ciężkich warunkach nie wszyscy wraz z upływem kolejnych kilometrów  dawali sobie radę. Z pewnością właśnie miękka trasa, grząski śnieg szczególnie na podbiegach i trudny profil pętli, zwłaszcza podbieg na Samolot o przewyższeniu 65 m to elementy które mi sprzyjały. Moją mocną stroną co zrozumiałe są nogi, które w takich warunkach mocno dostają w kość. Starałem się jak najwięcej je wykorzystać, co było bardzo widoczne, ponieważ w przeciwieństwie do kolegów wiele nawet płaskich odcinków trasy pokonywałem popularnym „kulawym”.

– Jaki właściwie jest Twój status jako sportowca? Jesteś biegaczem narciarskim z doskoku, a kolarzem na co dzień? Jak wygląda Twoje kolarstwo, należysz do jakiejś grupy, startujesz na szosie, MTB? Z jakim powodzeniem?

– Nie jestem żadnym profesjonalnym kolarzem, jestem członkiem Nowotarskiego Klubu Kolarskiego, jednak jest to całkowicie amatorski klub. Na pewno przez ostatnie lata byłem bardziej kolarzem niż biegaczem. Jeżdżę tylko na szosie i startuję tylko w wyścigach o profilu górzystym, które zresztą mam najbliżej. Myślę że nie będzie przesadą jeśli powiem, że wśród amatorów jestem w krajowej czołówce, przynajmniej jeśli chodzi o jazdę na podjazdach. U mnie sprawa wygląda tak, że w zimie zamiast trenażera czy siłowni wolę sobie pójść na biegówki, co akurat w tym roku nie było trudne, bo zima dopisała, no i mieszkam w Zakopanem, czyli w końcu w „zimowej stolicy Polski”. Natomiast w lecie od ukończenia Szkoły Sportowej 6 lat temu nie robię niczego pod biegówki poza jeżdżeniem na rowerze rzecz jasna. Dla przykładu, w poprzednim roku kalendarzowym końcem marca po sezonie zimowym, wsiadłem na rower i do końca sierpnia przekręciłem około 10 tys. km. Następnie przez 3 miesiące poza aktywnościami typu tenis czy spacer do dolinki nie robiłem nic. Od 7 grudnia zacząłem biegać na nartach, i do Mistrzostw Polski przebiegłem około 2 tys. km.

 

Oczywiście wszystko to robię we własnym zakresie, bez trenera i na prywatnym sprzęcie, co zresztą chyba bardzo odpowiada mojemu charakterowi. Po prostu lubię robić wszystko po swojemu. W tym miejscu może zdradzę kilka  dosyć nie typowych, ale chyba ciekawych informacji na swój temat. W tym sezonie stając pierwszy raz na nartach ważyłem 87 kg, miałem więc co zrzucać i głównie na tym się skupiałem biegając w miarę długo w tlenie na niskich intensywnościach. W pierwszym miesiącu zrzuciłem 11 kg, a obecnie ważę 69 kg. Moje maksymalne tętno tej zimy to 172, a najwyższe średnie z treningu to 136. W nocy puls spada mi do 20-kilku uderzeń.  Na co dzień pracuję jako kurier, ale od kilku miesięcy nie jest to cały etat, tylko powiedzmy pół. Chciałbym podziękować szefowi i kierownikom za wyrozumiałość i możliwość elastycznej pracy, ale też kolegom, dzięki którym wiele razy kończyłem szybciej pracę, dzięki czemu mogę jechać wcześniej na rower czy pójść na biegówki, na których jednak  często zdarzało się biegać po ciemku. Ale to też ma swój urok. Wielkie dzięki dla całego nowotarskiego oddziału.

Wszystko to robię we własnym zakresie, bez trenera i na prywatnym sprzęcie, co zresztą chyba bardzo odpowiada mojemu charakterowi. Po prostu lubię robić wszystko po swojemu.

– Kilka lat temu bieganie było chyba Twoim zajęciem nr 1, ale odszedłeś od tego. Dlaczego?

– Tak, moja przygoda z biegówkami dzięki tacie, który również był zawodnikiem, zaczęła się bardzo szybko w wieku kilku lat, następnie  uczęszczałem do Gimnazjum i Liceum Sportowego w Zakopanem. Zawsze miałem problem z konsekwentnym i długofalowym trenowaniem. Przede wszystkim robię to dla czystej przyjemności. Zwykle  wszystko jest fajnie, jest motywacja, są chęci do treningu ale to trwa kilka miesięcy, później coś się wypala i przez kilka miesięcy nie robię nic. Uwielbiam biegać na nartach i jeździć na rowerze, ale już niekoniecznie biegać na nogach, czy chodzić na siłownię. Chyba nigdy nie udało mi się przepracować całego okresu przygotowawczego do sezonu zimowego, czyli powiedzmy od maja/czerwca do grudnia. Mam nadzieję że w tym roku się to zmieni. Po ukończeniu SMS Zakopane (zresztą z półtoraroczną przerwą w 1 i 2 klasie liceum), nie potrafiłem się odnaleźć. Dwukrotnie podejmowałem studia, z których po kilku miesiącach rezygnowałem. W liceum moje wyniki sportowe nie były na tyle dobre, żeby myśleć o dostaniu się do kadry, więc sprawa dalszego trenowania nie była prosta. Nowa policealna rzeczywistość i brak odpowiedniej motywacji sprawił, że moje ambicje sportowe odłożyłem na później. Właściwie przez 3 lata nie biegałem na nartach.

– Trener Leśnik na MPS „odkurzył”nie tylko Ciebie, ale także Marcina Rzeszótkę i Magdę Kozielską. Ma na to jakiś patent?

– Trenera Leśnika znam prawie 20 lat. Jeśli chodzi o moją przygodę z biegówkami to bardzo wiele mu zawdzięczam, będąc dzieckiem często przyjeżdżał po mnie do domu busem i zabierał na treningi. W ostatnim czasie mamy mało kontaktu, tak jak wspominałem, trenuję sam, staram się godzić to z pracą więc nie jestem „etatowym” zawodnikiem klubowym. Poza wyjazdami na MPS do Jakuszyc i wcześniej na Puchar Polski praktycznie nie widywałem się z trenerem czy kolegami z klubu przez cały sezon. W grudniu umówiłem się z trenerem, że dam znać, kiedy uda mi się trochę pobiegać i zbudować jakąś przyzwoitą formę i wtedy wystartuję w zawodach. Tak też się stało w lutym. Ta „przyzwoita forma” bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła i zmotywowała do solidniejszego potrenowania do MPS. Miłą niespodziankę sprawił mi fakt, że bieg na 30 km, choć początkowo miał być klasykiem został rozegrany łyżwą, ponieważ klasykiem w tym sezonie nie zrobiłem nawet jednego treningu. Wracając do trenera Leśnika, bardzo cenię w nim chęci i zaangażowanie, co widać np. w kwestii przygotowania nart. Miło patrzeć na osoby, które podchodzą do biegówek z tak wielką pasją. Myślę, że w polskich biegach właśnie takich ludzi brakuje.  Fajnie trenować mając świadomość, że na zawody pojedzie się z takim trenerem i całym teamem w super atmosferze. Przy okazji dziękuję za profesjonalne przygotowanie sprzętu na biegi podczas MPS, trenerowi, Andrzejowi Leśnikowi i właśnie zawodnikowi/trenerowi/serwismenowi Marcinowi Rzeszótce. Myślę więc, że trener z pasją może być patentem na przytrzymanie ludzi przy biegach.

Wracając do trenera Leśnika, bardzo cenię w nim chęci i zaangażowanie, co widać np. w kwestii przygotowania nart. Miło patrzeć na osoby, które podchodzą do biegówek z tak wielką pasją. Myślę, że w polskich biegach właśnie takich ludzi brakuje.

– Czy zamierzasz w większym zakresie wrócić do biegania na nartach, czy raczej będzie to wyglądać tak, jak w minionym sezonie?

– Tak, właściwie zdecydowałem, że priorytetem będzie dla mnie kolejny sezon zimowy. Wstępnie rozmawiałem z trenerem, i w głowie zaczynam sobie rysować jakiś plan przygotowawczy. Medal na 30 km na pewno dodał mi wiele wiary we własne możliwość i i zmotywował mnie do poważniejszego i bardziej profesjonalnego przygotowania się do kolejnego sezonu. Za bardzo lubię rower, żeby z niego rezygnować, ale myślę że będzie przyjemnym, ale też pożytecznym i solidnym uzupełnieniem treningu biegacza narciarskiego.

Łukasz Kunc zdobył wraz z kolegami z UKS Regle także srebrny medal mistrzostw Polski w biegu sztafetowym.

– Na MPS były tylko dwie sztafety, które nie posiłkowały się juniorami. Jaka jest Twoim zdaniem przyczyna takiego stanu rzeczy? Jedni mówią, że to wina klubów i systemu, dla których seniorzy nie punktują. Inni – że jak zwykle chodzi o pieniądze, bo trudno oczekiwać od dorosłych ludzi, by biegali za darmo.

-Przez kilka lat nie „siedziałem” w środowisku biegów, więc nie znam pewnie wielu aspektów takiej sytuacji. Na pewno jednak rzuca się w oczy mniejsza liczba startujących zawodników w młodych kategoriach. Porównując to do czasów, kiedy ja byłem juniorem D czy C, to wydaje się że tych dzieciaków które biegają jest znacznie mniej. To dziwne, biorąc pod uwagę wydaje mi się stale rosnącą liczbę ludzi biegających na nartach rekreacyjnie, jak również tych bardziej zapalonych amatorów. Myślę, że problem na pewno  jest bardzo złożony, to chyba znak czasu, że dzieci coraz mniej garną się do jakiegokolwiek sportu, wolą spędzać czas w inny sposób. Do tego dochodzi nacisk ze strony rodziców, przede wszystkim na naukę i rozwój intelektualny, a nie fizyczny. Niemniej jednak zastanawiający dla mnie jest fakt, że biorąc udział w wielu amatorskich zawodach kolarskich czy narciarstwa biegowego dochodzę do wniosku, że pomimo często symbolicznego wpisowego, są to imprezy dużo bardziej profesjonalnie zorganizowane od tych z logiem PZN, z większą „pompą” i z czasami bardzo wysoką pulą nagród do wygrania, czy też wylosowania. Czy powodem takiego stanu rzeczy są tylko pieniądze ? Wydaje mi się, że nie. Odnoszę wrażenie, że czasami brakuje dobrej woli i chęci zrobienia czegoś fajnego, niekoniecznie związanego z własnymi profitami, a raczej z piękną ideą sportu i rywalizacji. Może w PZN brakuje ludzi z pasją i odpowiednim zaangażowaniem? Patrząc na wiele spraw można dojść do takich wniosków. Na temat kadr czy systemu szkolenia się nie wypowiadam, mam ku temu za mało  odpowiedniej wiedzy i kompetencji.

Zastanawiający dla mnie jest fakt, że biorąc udział w wielu amatorskich zawodach kolarskich czy narciarstwa biegowego dochodzę do wniosku, że pomimo często symbolicznego wpisowego, są to imprezy dużo bardziej profesjonalnie zorganizowane od tych z logiem PZN, z większą „pompą” i z czasami bardzo wysoką pulą nagród do wygrania.

*Łukasz Kunc zdobył na Mistrzostwach Polski Seniorów w 2017 r. brązowy medal w biegu na 30 km techniką dowolną oraz srebrny w sztafecie 4×7,5 km wraz z kolegami z UKS Regle Kościelisko. W Biegu Piastów w 2017 r. na dystansie 30 km technika dowolna zajął 4. miejsce, wyprzedzając o ponad 2,5 minuty klubowych kolegów – Andrzeja Pradziada i Mateusza Chowaniaka. Lepszy z Polaków był tylko biathlonista Tomasz Jurczak z AZS AWF Wrocław.

Rozmawiał: Kamil Zatoński

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *