Justyna Kowalczyk po raz drugi w ostatnich tygodniach trenuje we włoskim Livigno. Dlaczego wybrała właśnie to miejsce?
– Jest kilka popularnych ośrodków położonych wysoko w górach, jak: Seiser Alm, gdzie często bywają Norwegowie, Soczi gdzie lubią przyjeżdżać Rosjanie, jest też takie miejsce w Bułgarii. My jednak po latach doświadczeń wiemy, że najlepiej biegam właśnie po treningach w Livigno. Przede wszystkim jest to miejsce położone wysoko nad poziomem morza od 1800 metrów do 2000. Poza tym fizjologicznie dobrze reaguję na pobyt tam. Parametry krwi po pobycie w Livigno zdecydowanie mi się poprawiają – wyjaśnia zawodniczka na swojej oficjalnej stronie internetowej.
Kowalczyk była w Livigno całkiem niedawno, w styczniu, skąd wybrała się do Francji na zawody w La Clusaz. Także do Soczi leciała z Zurychy, który od Livigno dzieli niespełna 200 km. Teraz do Davos, gdzie w weekend kolejne pucharowe zawody, jest nawet bliżej, bo tylko 50 km.
Zobacz, jak wyglądają trasy w Livigno
1 komentarz do “Kowalczyk znów w Livigno. Dlaczego?”