Polka zajęła dopiero 32. miejsce w skiathlonie w Lillehammer. W imponującym stylu wygrała Therese Johaug.
Już przed startem do biegu na 7,5+7,5 km, w którym pierwszą część pokonuje się „klasykiem”, a drugą „łyżwą” Kowalczyk się asekurowała, przypominając, że ta konkurencja (fakt, niezbyt często obecna w kalendarzu Pucharu Świata) już dawno dobrze jej nie poszła. Obiecywała jednak walkę na dystansie, pokonywanym stylem klasycznym. Szybko jednak okazało się, że nie będzie szans nie tylko na podium czy pierwszą dziesiątkę, ale być może nawet o jakiekolwiek punkty.
Już po pierwszym kilometrze reszcie stawki zaczęły uciekać Norweżki Johaug i Heidi Weng oraz Szwedka Charlotte Kalla. Kowalczyk po 3,75 km była 15. z prawie półminutową stratę do prowadzących, a sprawa zwycięstwa rozstrzygnęła się krótko potem, kiedy Johaug przypuściła szaleńczy atak i najpierw zgubiła Kallę, a krótko później Weng. Po 6 km strata Kowalczyk urosłą już do 1,5 minuty.
Johaug nie zwalniała tempa i zwiększała przewagę nad resztą stawki także na części „łyżwowej”, na której Kalli w końcu udało się doścignąć Weng. Kwestia drugiego miejsca rozstrzygnęła się na finiszu, gdzie Weng była minimalnie lepsza od Szwedki.
Tym razem Norweżki nie zdominowały tak biegu, a czwarte miejsce po niezłej końcówce zajęła Niemka Nicolle Fessel. W TOP10 były też Czeszka Petra Novakowa i Austriaczka Teresa Stadlober, dla których były to najlepsze biegi w karierze.
Justyna Kowalczyk ukończyła zawody na 32. miejscu ze stratą 4:21 do Johaug. Polka jeszcze dziś poleci do Zurychu, skąd uda się do Livigno, gdzie ma pobiec w zawodach Visma SkiClassics na dystansie 24 km techniką klasyczną. Tam szanse na podium będą znacznie większe.
Kamil Zatoński