Jak przebiec 90 km w Biegu Wazów [ROZMOWA Z NATALIĄ GRZEBISZ]

Natalia Grzebisz na mecie Biegu Wazów 2018

Natalia Grzebisz już trzykrotnie wzięła udział w najsłynniejszym biegu narciarskim na świecie. Dzieli się wrażeniami i poradami.

Biegowki24.pl: Dlaczego Bieg Wazów?

Natalia Grzebisz: Decyzja o starcie w Biegu Wazów przed trzema laty była spontaniczna. Po kolejnym występie w Biegu Piastów pomyślałam, że fajnie byłoby pobiec w Szwecji. Dopiero później poznałam szczegóły. Nie myślałam o tym, że jest to 90 km i wydaje mi się, że nie ma co myśleć o długości dystansu. Nie ma sensu tworzyć granic we własnej głowie.

Co wywarło na Tobie największe wrażenie w czasie Biegu Wazów?

Najbardziej imponuje mi organizacja biegu, w którym startuje przecież 16 tys. osób. Jest odpowiednia szerokość punktów żywieniowych, mnóstwo wolontariuszy i nie trzeba czekać na podanie jedzenia czy picia. Na mecie można usiąść, dostać napój i przekąskę, zostawić narty w depozycie. Później ciepłym autobusem jesteśmy wiezieni po ubrania na zmianę, stamtąd już tylko dwa kroki do hali, gdzie można się przebrać i wziąć prysznic, a w kolejnej hali czeka ciepły posiłek.

Czy między Saelen a Morą czuć atmosferę narciarskiego święta?

Nie jest to dla mnie najważniejsze, bo to sam bieg jest dla mnie celem. Na Biegu Wazów kibiców jest oczywiście więcej niż na innych zawodach. Są strefy kibica, ludzie palą ogniska, puszczają muzykę, integrują się. Na norweskim Birkenie robiono nam falę, czuć było atmosferę festynu. To było bardzo miłe, a muzyka też potrafi podbudować.

O czym myślałaś, kiedy kilka godzin biegłaś 90 km?

Kiedy podaż węglowodanów jest wysoka i nie brakuje glikogenu, wtedy motywacja jest wysoka. W głowie dyktowałam sobie tempo, starałam się, by każdy krok był wykonany jak najlepiej. Na tak długim dystansie zawsze jest kilka etapów, gdzie pojawiają się kryzysy. Kiedy „cukier’” w organizmie spada, pojawiają się stany obniżonego nastroju, wątpliwości w sens wysiłku. To zupełnie jak przy stosowaniu diety nisko węglowodanowej, tylko że tutaj trzeba dodatkowo jeszcze o własnych siłach przemieścić się z punktu A do B. W życiu bardzo ważna jest dla mnie konsekwencja, a trud pracy nie ma większego znaczenia. Dlatego kiedy zaczyna mnie coś boleć lub czuję już mocno bieg w ciele, to staram się skupić na tym, co pomoże mi osiągnąć cel. Dokładniej mówiąc – na rytmie biegu, na prawidłowym odżywianiu, na profilu trasy..

A co z kryzysami? Jak je pokonujesz?

Kiedy biegnie się np. na 90 km i walczy nawet samemu ze sobą o jak najlepszy wynik, to łączy się to z przekraczaniem samego siebie, wychodzeniem ze strefy komfortu i pojawianiem się kryzysów – nawet jeśli nie jest to rezultat na poziomie 4 godzin, ale 8,10 czy 12. Jeżeli wymagamy od siebie, to kryzysów nie unikniemy. Paradoksalnie to dobry znak. Bardziej niepokoją mnie akurat komfort i przyjemność podczas takiego biegu. Wtedy zaczyna być dziwie. W kwestii pokonywania samych kryzysów trzeba sobie wypracować system radzenia sobie z nimi. Kiedy biegnę, skupiona jestem na tym, kiedy zjeść, kiedy się napić, kiedy będzie podbieg. Nie tylko mroczki przed oczami, ale również spadek koncentracji czy też słabsza świadomość i procesy myślowe wskazują, że brakuje w organizmie węglowodanów, witamin i minerałów. To dla mnie jasny sygnał, że czas na żelka lub tabletkę witaminowo-mineralną i picie. Fizjologii i biochemii organizmu się nie oszuka, ale można je wspierać takimi strategiami. Staram się do tego zapamiętać newralgiczne punkty, jak np. w przypadku Biegu Wazów okolice 24 km, gdzie kończą się zasadniczo płaskowyże i pojawia seria podbiegów oraz np. 48 km, za którym czekają zjazdy i jest chwila wytchnienia. Wizualizacje, świadomość profilu trasy i poszczególnych jej etapów z pewnością pomagają przetrwać cięższe chwile. Poza tym zwracam uwagę na to, który tor wybrać, czy za kimś się schować, czy prowadzić grupę. To techniczne i taktyczne elementy, które mogą wpłynąć na to, jak będzie wyglądać bieg i ile będę mogła z siebie wycisnąć.

Jak się odżywiać w czasie takiego wysiłku?

To indywidualna sprawa, choć większość firm proponuje konkretne strategie żywieniowe. W moim przypadku była spora różnica między pierwszym a trzecim biegiem. Po tym, jak w 2014 r. skończyłam systematycznie trenować, skład ciała był inny od obecnego – miałam mniej tkanki tłuszczowej i większą masę mięśniową. Teraz parametry są inne i w konsekwencji mam mniejsze zapasy glikogenu w mięśniach. Częściej więc muszę sięgać po węglowodany proste podczas wysiłku i częściej się nawadniać. Pierwszy Bieg Wazów był dla mnie niezłą lekcją pokory. Rewelacyjnie biegło mi się do 35 kilometra, później było trochę zjazdów i wtedy wzięłam żel. To było zdecydowanie za późno –  zarówno według planu, jak i potrzeb organizmu. Zapłaciłam za to wyraźnym spadkiem możliwość, ale krok po kroku zaczęłam do siebie dochodzić i w okolicach 45 km było już w porządku. Teraz potrzebowałam dużo więcej pokarmów stałych zamiast typowych żelów i to się sprawdziło. Indywidualne podejście i odpowiadanie na potrzeby to klucz podczas takiego biegu. Nie ma jednej złotej strategii odżywiania.

Czy taki bieg czegoś uczy?

Każdy kolejny bieg uczył pokory, zachowań przekładających się później na życie. Biegiem świata się nie zbawi, ale z każdego biegu można wyciągnąć coś o sobie. Biegi uczą skupienia się na rzeczach ważnych i cierpliwego dążenia do celu, wykorzystywania tego, co mamy, żeby ten cel osiągnąć. Skupianie się na tym, co akurat nie gra wcale nie pomoże. Trzeba nieustannie szukać  pozytywów, motywować się, nawet jeśli oznacza to, że w głowie powtarzam sobie w kółko: „raz, dwa, raz, dwa” i jednocześnie mija mnie setka zawodników. Najważniejsze, że np. trzymam rytm. Z drugiej strony, stając na linii startu zawsze myślę o końcowym rezultacie, o tym co chciałabym osiągnąć. Nigdy nie dopuszczam myśli o zejściu z trasy z takich powodów jak np. dyskomfort. Jedynym mógłby być poważny problem zdrowotny, ale tak się jeszcze nigdy nie stało. Tak samo jest w życiu. Jeżeli zaczynam coś robić, staram się to wykonać najlepiej jak umiem. Wkład pracy ma znikome znaczenie w porównaniu do chęci osiągnięcia celu. Po prostu się coś wykonuje i tyle.

Co czułaś, kiedy dobiegłaś na metę?

W tym roku jak wbiegłam na metę i… obliczałam. 20 km przed metą wisiały tablice z wynikiem zwycięzców. To fajny moment na trasie, bo człowiek uświadamia sobie, że do mety już nie tak daleko i można trochę przyspieszyć. Niedokładnie odczytałam pierwsze wyniki z tablic i sądziłam, że to rezultat Britty Norgren, a to był czas mężczyzny. Obliczałam więc, ile mogę mieć maksymalnej straty, żeby otrzymać medal [dostają go ci, którzy stracą maksymalnie 50 proc. czasu zwycięzcy – red.] i właśnie to zaprzątało moje myśli. Medalu na mecie nie dostałam, bo… się skończyły, ale mój wynik pozwolił na odebranie go w biurze zawodów. To taka mała zmiana priorytetów, bo startując myślałam o tym, żeby cały dystans ponownie przebiec (to plan minimum) i z każdym krokiem wymagać od siebie coraz więcej, a zwykła tabliczka z wynikami spowodowała, że można było paradoksalnie wykrzesać z siebie jeszcze więcej. To siła psychiki, która na długich dystansach pięknie się ujawnia.

Co jest kluczowe do tego, by pokonać taki dystans?

Ważna jest cierpliwość podczas biegu. Nie należy stawiać sobie wygórowanych celów, ale cierpliwie, kilometr po kilometrze, zmierzać do mety. Osoby rzadziej trenujące i biegające do tej pory tylko krótsze biegi powinny sobie zdawać sprawę z konsekwencji, jakie dla zdrowia może mieć nieprzygotowanie organizmu do takiego biegu. Chodzi zwłaszcza o serce, bo problemy kardiologiczne pojawiające się po tak dużym wysiłku pozostają na długo.

Kiedy zacząć przygotowania?

Trzeba przygotować bazę wytrzymałościową i siłową i rozłożyć przygotowania na minimum kilka miesięcy. Pracę trzeba zacząć najpóźniej w lipcu-sierpniu, by być gotowym na bieg w marcu. Daje to ochronę organizmowi, możemy też wtedy więcej wymagać od siebie w czasie tak długiego biegu. Warto również sprawdzać swoje siły na krótszych dystansach i konsekwentnie je wydłużać. W przypadku biegówek jest chyba podobnie jak z odczuwaniem temperatury podczas wspinaczki wysokogórskiej. Adam Bielecki wspominał kiedyś, że na początku jego przygody ze wspinaniem funkcjonowanie przy minus 10 było dla niego wyzwaniem. Kiedy zaczął od siebie więcej wymagać temperatury minus 20-minus 30 stopni musiały stać się codziennością. Teraz z perspektywy odczuwalnych minus 70 na ośmiotysięcznikach, choćby największe fale mrozu w naszym kraju są dla niego drobnostką. Tak samo jest z biegówkami. Tylko że my mierzymy to w kilometrach.

Natalia Grzebisz: Zwyciężczyni Biegu Piastów w 2014 r., obecnie wykładowca na kierunku Dietetyka w Szkole Głównej Turystyki i Rekreacji w Warszawie. Trenerka biegów narciarskich w Stowarzyszeniu Narciarskim Klasyk Warszawa

Wyniki w Biegu Wazów
2016 132. 6:12:53
2017 73. 5:49:22
2018 115. 6:37:46

Czytaj także:

Jak przebiec 90 km na Biegu Wazów [RELACJA HALINY OLEJNICZAK cz. 1]

Jak przebiec 90 km na Biegu Wazów [RELACJA HALINY OLEJNICZAK cz. 2]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *