
Norweżka po dwóch sezonach, naznaczonych problemami z wagą, wraca do ścigania na najwyższym poziomie.
Dwukrotna zlota medalista olimpijska (w sprincie drużynowym w Soczi i w sztafecie w Pjongczangu), zwyciężczyni Tour de Ski w 2019 r. i zdobywczyni Puchru Świata w tymże sezonie, w kolejnym została odsunięt od startów przez lekarzy norweskiej kadry. Od początku 2020 r. nie biegała na nartach, ponieważ nie spełniała warunków, uprawniających do otrzymania „glejtu” zdrowotnego. Nie było tajemnicą, że chodzi o zaburzenia w odżywianiu, a droga do tego, by wszystko doprowadzić do porządku (albo przynajmniej stanu akceptowalnego przez medyków) zajęła niemal dwa lata.
Teraz Norweżka ma już zielone światło dla startów i ma się pojawić na inauguracji Pucharu Świata w fińskim ośrodku Ruka w ostatni weekend listopada.
Przypadek Norweżki nie jest pierwszym i zapewne nie ostatnim nie tylko na najwyższym poziomie (z problemami niedożywienia mierzyły się m.in. Amerykanka Jessica Diggins i Szwedka Frida Karlsson), ale także na niższym.
Ankieta, przeprowadzona przez dziennik „Dagbladet” wśród 31 narciarek, startujących w barwach Norwegii w kadrach juniorskich i seniorskoch w latach 1978-1986 wykazała, że co trzecia mierzyła się z zaburzeniami odżywiania, 42 proc. czuło presję ze strony trenerów, dotyczącą diety, a aż 69 proc. przyznało, że nie dostało okresu w czasie kariery narciarskiej.
Sprawa wywołała duże poruszenie w Skandynawii, a dyskusja, jaka rozgorzała, dotyczyła m.in. niewłaściwego projektowania tras biegowych. Wiele z nich powstało „na modłę” tej w Lillehammer, gdzie podbiegi są długie i strome, a narciarz nie ma chwili wytchnienia na trasie. Co gorsze, na trasach tych w zawodach rywalizują także młodsze adeptki biegów, co naturalnie faworyzuje te o szczupłej budowie ciała i niskiej wadze.
Przeczytaj więcej o zaburzeniach odżywiania>>
Kamil Zatoński