I po zawodach #4 [KOMENTARZ]

Złoty medal Amerykanek i 7. miejsce Polek to stan na dziś, ale też dobry punkt wyjścia do pokazania dwóch dróg rozwoju obu reprezentacji w tej dekadzie.

Bez sukcesów Adama Małysza nie byłoby sukcesów Kamila Stocha i całej drużyny – takie stwierdzenie nie jest specjalnie odkrywcze.

Bez sukcesów Kikkan Randall nie byłoby też sukcesów Amerykanek, w tym godnej następczyni 35-latki – Jessiki Diggins.

Bez sukcesów Justyny Kowalczyk… no właśnie. Sukcesy to już historia, a teraźniejszość jest taka, że nie trzeba być wielkim pesymistą, żeby nie spodziewać się medalu olimpijskiego w biegach dla Polski w perspektywie kilkunastu lat.

Cofnijmy się jednak do początku dekady. Opromieniona złotymi medalami w Libercu w 2009 r. Justyna Kowalczyk z rozpędu zdobyła złoto na 30 km „klasykiem” na igrzyskach w Vancouver, dołożyła tam też srebro (sprint) i brąz (bieg łączony). W dorobku miała już dwie Kryształowe Kule, dwie kolejne przyszły za chwilę, kolekcja zwycięstw w Tour de Ski też stawała się okazała.

Kikkan Randall w Libercu w 2009 r. zdobyła srebro i był to jej pierwszy medal imprezy mistrzowskiej, choć w Pucharze Świata startowała po raz pierwszy już 8 lat wcześniej. Sukcesy dopiero nadchodziły, ze złotem mistrzostw świata w Val di Fiemme w sprincie drużynowym (2013) i trzema małymi kryształowymi kulami za sprinterski Puchar Świata na czele. Brakowało jednak medalu z igrzysk.

Ale po kolei, bo nie o Randall i Kowalczyk tu chodzi, ale o to, co działo się wokół nich.

W klasyfikacji generalnej Pucharu Świata po sezonie 2010/2011 kolejnej po Randall Amerykanki trzeba było szukać dopiero na 81. pozycji, a jej dorobek punktowy był skromniejszy od należącego do Pauliny Maciuszek.

W następnym sezonie Randall zdobyła mała Kryształową Kulę za sprinty i w generalce była piąta. Amerykanek sklasyfikowano już 6 – Jessikę Diggins na 34. miejscu, Liz Stephen 42., Holly Brooks na 55., Idę Sargent na 71., a Sadie Bjoernsen na 98. Ich łączna zdobycz punktowa wyniosła 1837 punktów. Polki punktowały trzy – Kowalczyk (2419), Szymańczak (4) i Jaśkowiec (2). Dwie ostatnie zdobyły je w sprintach w Szklarskiej Porębie.

Rok później uzbierało się 2317 pkt. (o ponad jedną czwartą więcej), a Randall znów podnosiła małą kulę za sprint. Punktujących zawodniczek było już 8. Polek? Znów dwie – Kowalczyk (2017) i Maciuszek (7).

Sezon 2013/2014: 2184 pkt. dla Ameryki, 7 punktujących biegaczek. Polska? 857 punktów, z czego 618 Kowalczyk (to był sezon igrzysk w Soczi), 152. Jaskowiec i 77. Maciuszek.

Sezon 2014/2015:  Cztery Polki zdobyły w sumie 685 punktów, w tym 411. Kowalczyk i 206 Jaśkowiec. Punktowały też Kubińska i Marcisz. Amerykanki zebrały ponad 1500 punktów, a złożył się na to wynik 8. biegaczek.

W sezonie 2015/2016 punktowało aż 10 biegaczek (m.in. dzięki cyklowi Ski Tour Canada), a do 1128 pkt. Diggins (Randall była na urlopie macierzyńskim) prawie 1500 punktów dołożyły jej koleżanki. U nas niespełna 600 pkt. zdobyła obniżająca już loty Justyna Kowalczyk.

W kolejnym sezonie wybiegała 404 punkty, ani jednego nie udało się zdobyć pozostałym kadrowiczkom, które albo chorowały, albo były kontuzjowane, albo zajęły się macierzyństwem. W USA „baza” była szersza, bo punktowało 10 biegaczek, a ich zdobycz to ponad 2300 pkt.

w bieżącym sezonie punkty zdobyło już 9 Amerykanek, Jessica Diggins jest trzecie w generalce, a Sadie Bjoernsen – 7. Justyna Kowalczyk jest 42., a jej dorobek to 106 punktów. Zamiast liczenia punktów reszty kadry pozostaje liczenie występów w Pucharze Świata, bo tych było jak na lekarstwo.

Amerykanki cieszą się dziś ze złotego medalu w team sprincie, który będzie pewnie ukoronowaniem kariery Kikkan Randall (która też miała swoje gorsze momenty, ale potrafiła się podnieść), nam pozostaje radość z siódmego miejsca Justyny Kowalczyk i Sylwii Jaśkowiec, która na mecie w rozmowie ze sport.onet.pl przyznała, że to miejsce przerosło oczekiwania. Biegaczka, reprezentująca klub z Osieczan, startowała na nartach pożyczonych od Kowalczyk, bo na lepsze – po okresie kontuzji- nie miała szans u producenta. Startowała też w stroju innej firmy i w innym kolorze niż Kowalczyk (co jest ewenementem w starach drużyn narodowych), co dość symbolicznie oddaje to, jak przez lata Kowalczyk szła swoją drogą, tylko na chwilę (w 2014 r.) przygarniając do siebie Jaśkowiec i sporadycznie wspierając resztą serwisem i sprzętem.

Kamil Zatoński

6 komentarz do “I po zawodach #4 [KOMENTARZ]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *