Haratyk: XC Cross na pewno spodobałby się kibicom

19-latek, który z niezłej strony pokazał się w 2016 r. w konkurencji xc cross w igrzyskach olimpijskich młodzieży nie ma wątpliwości: to super widowisko.

Międzynarodowa Federacja Narciarska chce odświeżyć zestaw konkurencji w biegach narciarskich. Zamiast sprintu techniką klasyczną może się pojawić sprint dowolną techniką z elementami xc crossu, biegu, który pojawił się przed rokiem w programie Igrzysk Olimpijskich Młodzieży (YOG) w Lillehammer. Dziesiąte miejsce w stawce 50 zawodników zajął wówczas Mateusz Haratyk, obecnie jeden z członków kadry młodzieżowej.

Czytaj także: W biegach będzie jak w biathlonie? Czeka nas rewolucja

Jak wspominasz te zawody, była to nowość na tym poziomie. 2. Czy przygotowywałeś się jakoś specjalnie do tego startu, trenowałeś na trasie z przeszkodami? 3. Jakie były najbardziej wymagające przeszkody, najbardziej zaskakujące? 4. Chciałbyś, żeby takie zawody pojawiły się w Pucharze Świata, do ktorego było – nie było aspirujesz? 5. Czy startowałeś na normalnych nartach łyzwowych i kijach, czy np. krótszych? Czy jakoś szczególnie trzeba do tego sprzęt przygotować? 6. Myślisz, że zawodnicy ze względów bezpieczeństwa powinni np. startować w kaskach?

– Mam bardzo dobre wspomnienia z tamtych zawodów, to było coś nowego, bardzo ciekawego. Trasa była wymagająca, oprócz ciężkich podbiegów były też zjazdy, skoki, hopki, przeszkody, slalomy… To bardzo widowiskowa konkurencja. Półfinały i finał biega się po 10 osób, więc jest tłoczno, o czym mogłem się przekonać w ostatnim biegu, kiedy jeden z rywali złamał mi kijek – mówi Mateusz Haratyk, który dodaje – Chciałbym, żeby takie zawody pojawiły się w kalendarzu Pucharu Świata. Na pewno spodobałyby się kibicom.

Haratyk, który w tym roku zaczął studia na katowickiej AWF przyznaje, że nie przygotowywał się jakoś specjalnie do tej konkurencji.

– Tydzień przed startem przyjechaliśmy do Norwegii i parę razy byłem na tej trasie. W domu to raczej dla zabawy robiłem sobie skocznię lub biegaliśmy po wyciągu. Ale to bardziej z racji tego, że nie było śniegu na trasach – mówi.

Kto wie, może niedostatek nie tylko śniegu, ale też w ogóle dobrze przygotowanych tras sprawi kiedyś, że będzie to polska dyscyplina?  Sam Haratyk uważa, że najtrudniejsza w zestawie przeszkód była „pralka”, czyli małe hopki ustawione tak, że gdy prawa noga była na górze, lewa była na dole. Wymagało to dobrej koordynacji ruchowej.

Sprzęt trochę odbiegał od „klasycznego” – kije były co prawda normalnej długości, ale narty Mateusz Haratyk założył o kilka centymetrów krótsze niż zazwyczaj, żeby lepiej poruszać się między przeszkodami.

– Startowałem na tym, co miałem – zaznacza i dodaje, że walka szła bark w bark, ale pod względem bezpieczeństwa konkurencja ta nie różniła się specjalnie od sprintu. Inaczej mówiąc: kaski nie będą raczej potrzebne.

Mateusz Haratyk obecnie przebywa na obozie z kadrą młodzieżową w Zieleńcu i dla niego jest to dopiero pierwsze zgrupowanie z tą częścią naszej reprezentacji. Wcześniej szlifował formę z kadrą A – w sierpniu w Estonii i we wrześniu w Niemczech w tunelu w Oberhofie.

– Ogólnie jestem zadowolony z dotychczasowych przygotowań . Przepracuję w tym roku na pewno dużo więcej godzin, ponieważ mam dużo więcej czasu po skończeniu liceum. Pod koniec października jedziemy do Ramsau na narty i potem już tylko miesiąc do startów, którymi będą Alpen Cupy we Włoszech na początku grudnia – mówi zawodnik NKS Trójwieś Beskidzka.

Kamil Zatoński

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *