Niemiec Benjamin Seifert podczas Biegu Piastów wygrał na dystansach 10 i 30 km, był też drugi na 50 km „klasykiem”. Portalowi biegowki24.pl opowiada o atmosferze w Jakuszycach, organizacji biegu i poziomie narciarstwa w Niemczech.
Biegowki24.pl: Większość polskich kibiców interesuje się tylko biegami kobiet, dlatego dla wielu obserwatorów, przyzwyczajonych do czeskich zwycięstw w Biegu Piastów Twoje znakomite występy były niespodzianką. A przecież nie jesteś zawodnikiem anonimowym…
Benjamin Seifert: W latach 2001-2010 byłem członkiem niemieckiej kadry B. Jednocześnie służyłem w armii w jednym ze specjalnych oddziałów sportowych “Sportfördergruppe”. Trenowałem wówczas głównie w Oberwiesenthal w Saksonii z m.in. takimi zawodnikami, jak Rene Sommerfeldt (zdobywca Pucharu Świata w sezonie 2003/2004, wicemistrz świata w biegu na 50 km w Lahti w 2001 r. – red.) czy Tom Reichelt. W tych czasach kilkakrotnie startowałem w zawodach Pucharu Świata, gdzie udawało mi się zajmować pozycje w czołowej 20-tce. Ponadto stawałem na podium zawodów niższej rangi, jak OPA Continental Cup. To był czas, kiedy niemieccy biegacze osiągali najlepsze rezultaty w historii (Puchary Świata zdobywali Tobias Angerer – dwukrotnie, a także Sommerfeldt i Axel Teichmann – red.), więc o powołania na zawody pucharowe nie było łatwo. Kiedy w 2010 r. nie otrzymałem szansy występu na igrzyskach olimpijskich w Vancouver, postanowiłem zakończyć profesjonalną karierę i skoncentrować się na studiach. Ponieważ jednak biegi narciarskie to moja pasja, skontaktowałem się z moim dostawcą sprzętu, firmą Fischer, co zaowocowało tym, że od dwóch lat jestem członkiem Fischer-Subaru Racing Team. Trenuję teraz tylko połowę tego, co w czasie profesjonalnej kariery, dlatego jestem naprawdę zaskoczony poziomem, na którym wciąż mogę biegać. Z dobrym sprzętem różnica do najlepszych, zawodowych biegaczy nie jest wcale taka duża. Najważniejsze jednak, że wciąż czerpię radość ze ścigania.
– Dlaczego zdecydowałeś się na start w Biegu Piastów? Czy kiedykolwiek byłeś tu wcześniej?
– Tak, byłem, 11 lat temu na mistrzostwach świata juniorów, które odbywały się w Karpaczu, a narciarze biegali właśnie w Jakuszycach. Zająłem 10. miejsce w biegu na 10 km klasykiem, więc wspomnienia mam dobre. W ostatnich dwóch latach brałem udział w Biegu Wazów, który odbywa się w ten sam weekend, co Bieg Piastów, dlatego nie miałem możliwości, by tu przyjechać.
– Wystartowałeś aż w trzech biegach, dwa z nich dość łatwo wygrałeś.
– Jeszcze do czwartku planowałem występ tylko na 50 km klasykiem i 30 km łyżwą, ale w ostatniej chwili postanowiłem też wystąpić w piątkowym biegu na 10 km. Uważam, że to była dobra decyzja, zwłaszcza że w pierwszym występie pokonałem mojego kolegę z drużyny Toniego Eschera. Ponieważ z Tonim biegamy w tym sezonie na mniej więcej tym samym poziomie, postanowiliśmy podzielić się występami tak, by we dwóch „obstawić” wszystkie starty. Plan się powiódł: zająłem 2. miejsce na 50 km Cl, pierwsze na 30 km F, a Toni wygrał na 50 km F i 26 km Cl.
– Jak oceniasz organizację i przygotowanie tras Biegu Piastów?
– Organizacja była znakomita i trudno mi wskazać jakieś niedociągnięcia. Trasy były bardzo dobrze przygotowane każdego dnia, a szczególnie doceniam ich dobre oznaczenie. W niektórych zawodach, w których startowałem, bywały z tym problemy i nie zawsze była 100-proc. jasność, jak przebiega trasa. Infrastruktura towarzysząca w Jakuszycach znacznie się poprawiła w porównaniu z tym, co widziałem 11 lat temu. Mam na myśli zwłaszcza okolice Polany. Bardzo podobała mi się już atmosfera w czasie zawodów Pucharowych przed trzema tygodniami. Śledziłem je w telewizji. To, co mnie pozytywnie zaskoczyło to to, jak wielu kibiców przyszło oglądać także Bieg Piastów na żywo. W porównaniu z niemal wszystkimi innymi biegami długodystansowymi, w których brałem udział w ostatnich dwóch latach atmosfera w Jakuszycach była naprawdę znakomita. Nie mam wątpliwości, że przyjadę tu także w przyszłym roku.
– Przegrałeś bieg główny na 50 km Cl o kilkanaście sekund. Co zdecydowało o porażce?
– Narty jechały mi świetnie przez pierwszą część dystansu. W zmrożonych i zlodzonych śladach czułem się bardzo dobrze i byłem w stanie wypracowywać nawet niewielką przewagę nad rywalami. Niestety, nie udało się zgubić rywali, a na drugiej połowie trasy zdarzały się już odcinki, na których śnieg był roztopiony przez słońce i moje narty nie były już tak dobre. Po 35 km rozpoczął się najdłuższy podbieg, gdzie Mariusz Michałek i Maciej Staręga zaskoczyli mnie narzuceniem ostrego tempa. Osiągnęli nade mną kilkusekundową przewagę. Dopiero na końcu podbiegu udało mi się dogonić Staręgę, ale wciąż miałem około 20 sekund straty do Michałka. Dałem z siebie wszystko na ostatnich kilometrach, ale rywal nie dał się złapać. Mimo to jestem zadowolony ze swojego występu.
– Jakie są Twoje najbliższe plany startowe?
– W tym sezonie zostały mi jeszcze dwa weekendy: w niedzielę wystartuję w Szwajcarii w Engadin Skimarathonie, a za tydzień w Niemczech w Skadi Loppet. Moje cele to być w czołowej 15-tce w Szwajcarii, a w Niemczech – obronić zwycięstwo na dystansie 42 km klasykiem i znaleźć się na podium na dystansie 30 km łyżwą. W przyszłym roku również zamierzam wystartować w kilku biegach Euro- i Worldloppet, gdzie celem jest miejsce w pierwszej szóstce, z wyłączeniem tych biegów, które należą do FIS Marathon Cup (tam konkurencja jest zdecydowanie silniejsza – red.). Wezmę ponadto udział w kilku mniejszych biegach, zaliczanych do Pucharu Niemiec.
– Czy zamierzasz jeszcze wrócić do profesjonalnego ścigania i walczyć o miejsce w niemieckiej kadrze narodowej?
– Nie, to już rozdział zamknięty. Skupiam się teraz na biegach długodystansowych, a także na tym, by czerpać radość z biegania i nie czuć presji wyniku. Jeśli wyniki będą dobre, będę zadowolony, a jeśli nie – nie będę się tym zamartwiał.
– Biegi długodystansowe o najwyższym poziomie to te, które zaliczane są do FIS Marathon Cup i Ski Classics. Czy będziesz brał w nich udział?
– Większość z nich nie odpowiada mi ze względu na profil tras. Mam tu na myśli przede wszystkim te biegi, które zaliczane są do Ski Classics. Tu zwykle 80 proc. trasy trzeba przebiec bezkrokiem, który nie jest moją najsilniejszą stroną. Moim zdaniem potrzeba wielu lat specyficznych treningów, by móc się liczyć w walce o zwycięstwa w tego typu biegach. Niemniej, trzykrotnie wziąłem udział w Biegu Wazów i było to dla mnie znakomite doświadczenie. Najlepsze miejsce, jakie zająłem, to 33. Chciałbym jeszcze wystartować w Marcialondze i Birkebeinerrennet.
– Czy zgodzisz się, że niemieckie biegi narciarskie po tłustych latach przeżywają obecnie kryzys, a starych mistrzów nie ma kto zastąpić?
– Owszem, wyniki nie są już tak dobre, jak choćby w znakomitych latach 2004-2007. Tamte sukcesy dały impuls całej drużynie, ale inne reprezentacje nie przespały tego czasu i dziś takie nacje, jak Szwedzi czy Kanadyjczycy mogą się pochwalić znakomitymi biegaczami. Rosjanie też wyszli z kryzysu, więc konkurencja jest bardzo silna. Wydaje mi się, że obecnie można zauważyć trend, zgodnie z którym najlepszy wiek dla narciarza to już nie około 30 lat, ale mniej. W zawodach dominują młodsi, jak Dario Cologna, Petter Northug czy Marcus Hellner, a ze starszych w absolutnej czołówce mieści się niewielu, jak choćby Lukas Bauer. W Niemczech problemem jest to, że zawodnicy tacy, jak Angerer, Jens Filbrich czy Axel Teichmann najlepsze lata mają za sobą. Mamy na szczęście kilku młodych, obiecujących biegaczy, jak Hannes Dotzler, Tim Tscharnke i Thomas Bing, którzy w niedawnych MŚ U-23 w Erzurum zajęli – odpowiednio – trzecie, czwarte i piąte miejsca. To talenty, które za kilka lat mogą dobić do światowej czołówki. Niestety, między starszymi zawodnikami a tymi młodszymi mamy wyrwę, więc nie będzie nam łatwo nawiązać do sukcesów sprzed paru lat. To samo dotyczy zresztą kadry kobiet.
Rozmawiał: Kamil Zatoński
2 komentarz do “Benjamin Seifert dla biegowki24.pl o Biegu Piastów”