Polscy biegacze zajęli 16. miejsce w biegu sztafetowym w Lillehammer.
Występ polskiej sztafety męskiej w Pucharze Świata to już nie lada wydarzenie, bo jeśli statystyki FIS nie kłamią, po raz ostatni zdarzyło się to przed pięcioma laty w La Clusaz. Wtedy nasi zajęli ostatnie miejsce, a zdublowanie zdarzyło się już na trzeciej zmianie. Podobnie było zresztą na ostatnich mistrzostwach świata w Falun.
Postęp więcej jest, choć inna sprawa, że w odróżnieniu od dwóch wspomnianych występów tym razem pętla liczyła 3,75 km, a nie 2,5 km.
Bieg nieźle zaczął Maciej Staręga, który długo trzymał się w czołowej grupie i po 5 km tracił tylko 15 sekund. Kiedy zaczął się jednak drugi podbieg, zawodnikowi z Siedlec zabrakło już sił i na odcinku 1,2 km stracił minutę. W sumie nasz najlepszy biegacz (choć właściwie tylko w sprintach) miał 18., ostatni czas swojej zmiany. Konrad Motor pobiegł trochę lepiej, miał 16. czas odcinka, ale nie pozwoliło to nam awansować z ostatniej pozycji.
Pościg zaczął dopiero Jan Antolec, który dogonił Kazacha, a następnie Japończyka i biegnącemu na ostatniej zmianie Pawłowi Kliszowi oddawał sztafetę na 16. pozycji. Przez chwilę mogło się wydawać, że będzie można jeszcze nawiązać rywalizację z fatalnie biegnącą od drugiej zmiany reprezentacją Czech, ale straty były zbyt duże, a i Klisz miał czas, który był siedemnastym na jego zmianie.
Bieg wygrali Norwegowie (drużyna nr 1), przed trzecim i drugim składem Norwegii oraz dwiema ekipami rosyjskimi.
Kamil Zatoński