
Jacek Tracz, Worldloppet Master
Czyli Jacek Tracz, Master Worldloppet, opowiada o drodze do tytułu i planach na kolejny sezon.
Od pomysłu do realizacji czasem droga daleka (żeby daleko nie szukać – w Jakuszycach od lat mówi się o budowie ośrodka narciarskiego z prawdziwego zdarzenia), ale akurat w przypadku Jacka Tracza było inaczej.
Do zdobycia tego tytułu potrzeba przebiegnięcia 10 długich biegów, zaliczanych do prestiżowego cyklu Dodatkowym warunkiem jest to, by jeden z nich odbył się poza Europą.
Jacek Tracz nie ukrywa, że potrzebne jest trochę pieniędzy, zwłaszcza jeśli myśli się o podróżach na Antypody, ale…
– Mam 52 lata to kiedy mam biegać? – pyta narciarski maratończyk – Pomyślałem, że nowy samochód nie jest taki ważny, a teraz mam ochotę i siłę biegać. Oczywiści trzeba mieć pieniądze, czasami tak się zdarza że one są, a poza tym ile osób które je ma, wydaje je na bieganie na nartach? – dodaje.
Czasem idzie łatwiej także z innych powodów.
-Tak się złożyło, że miałem roczną wizę rosyjską, więc chciałem ją wykorzystać i pojechałem do Rybińska, mimo że nigdy wcześnie nie przebiegłem łyżwą więcej niż 5 km Na ten bieg kupiłem pierwsze narty do łyżwy i na biegu je po raz pierwszy wykorzystałem. Jak okazało się, że brakuje mi trzech biegów, żona wykazała się inicjatywą podróżniczą i powiedziała, że chętnie poleci ze mną na Islandię kibicować. No a później dwa miesiące urabiała mnie żebyśmy polecieli do Australii, niby na bieg, no i tak się udało. Nowa Zelandia była sprawą techniczną – opowiada Jacek Tracz.
52-latek z dziesiątki biegów, w których wziął udział, najlepiej wspomina Tartu Maraton.
– W Estonii dobrze mi poszło, trasa była fajna, a śnieg szybki. Dobrze też wspominam Rybińsk, mimo że byłem tak jedynym Polakiem i raczej okupowałem tyły, ale to był mój pierwszy bieg łyżwą. Najtrudniej chyba było na Islandii, bo warunki pogodowe były słabe i miałem słabo posmarowane narty. Po za tym byłem nastawiony, że będzie to bułka z masłem – opowiada narciarz.
Takie samo podejście okazało się zgubne w Nowej Zelandii.
– Daleko, wysoko i może już byłem zmęczony tymi maratonami. Myślę że 9 maratonów w ciągu roku to za dużo. Jasne, że da się zrobić, ale pod koniec liczy się chęć osiągnięcia celu, a nie przyjemność z biegania – dodaje Jacek Tracz.
Plan na najbliższy sezon to start w Staffetvasan (5-osobowa sztafeta, która pokonuje 90 km), gdzie pan Jacek wystartuje z bratem i synem, Vasaloppet-Oppet Spar (bieg otwarty na dystansie 90 km), oraz Vasaloppet… China, czyli chińska wersja szwedzkiego klasyku, odbywająca się na początku roku i również zaliczana do Worldloppet.
– W prezencie urodzinowo-gwiadkowym rodzina kupiła mi bilet do Pekinu, więc zapisałem na Vasalopet China. No, a dalej nic nie zaplanowałem. Pewnie chciałbym przebiec pozostałe biegi z cyklu, ale ciśnienia nie mam. Medal już mam – uśmiecha się Jacek Tracz.
Kamil Zatoński
1 komentarz do “Żona powiedziała: „Jak nie teraz, to kiedy?””