Rzecz oczywiście nie dzieje się w Polsce, ale w Austrii, gdzie zrobią wszystko, by Dolomitenlauf powrócił na oryginalną trasę.
Od niemal dekady ze względu na niedostatek lub czasem całkowity brak śniegu Dolomitenlauf, zawody zaliczane do cyklu Worldloppet, odbywają się w Obertilliach, a nie w Lienzu i okolicach. Różnica wysokości n.p.m. (673 wobec 1450 metrów) robi swoje, ale też w Obertilliach istnieje system naśnieżania. Dzięki temu nawet w latach ubogich w śnieg, produkowano go na tyle, by usypać pętlę o długości około 10 km i na niej rozgrywać biegi o długości nawet 40 km. Każdy kij ma jednak dwa końce, bo mimo że zawodów od lat nie odwołano, to startowało w nich coraz mniej biegaczy. Nie każdemu odpowiadała trasa (przez lata był na niej długi, morderczy podbieg), brakowało też dobrego marketingu, a na dodatek w ten sam weekend wpasował się konkurencyjny cykl Visma Ski Classics (ze szwajcarską La Diagonelą), odbierając z list startowych najlepszych zawodników.
W ubiegłym roku mimo dobrych warunków śniegowych też ścigano się na dość krótkiej pętli, a bonusem byl finisz w centrum miasteczka Obertilliach.
Teraz organizatorzy chcą, by finisz znajdował się znów w centrum Lienzu, a trasa wiodła doliną Drawy, przez Lavant i Nikolsdorf. Aby zwiększyć na to szanse władze lokalne i kluby sportowe zjednoczyły siły, sięgnęły po pieniądze i kupiły maszyny do naśnieżania. Czy dzięki temu uda się usypać odpowiednio długa trasę? W oryginale liczy 60 km, ale jak pokazują przykłady innych biegów, o naśnieżenie takiego odcinka niezwykle trudno (robią to właściwie tylko Włosi na Marcialondze, a i tak nie zawsze), ale kilkanaście kilometrów nie stanowi już wielkiego wyzwania.
45. edycję zawodów zaplanowano na 19 i 20 sytycznia 2019 r. W sobotę Classic Obertilliach (42/20 km), w niedzielę – 60 i 25 km w Lienzu (lub w najgorszym wypadku ponownie z Obertilliach).
Do 31 października opłata starowa za udział w jednym z dłuższych biegów to 55 EUR.
Kamil Zatoński