Amerykańscy naukowcy twierdzą, że……to mit, pisze „Gazeta Wyborcza”.
„Schładzanie” organizmu po treningu, np. poprzez spacer lub jogging czy rozciąganie przyspiesza regenerację mięśni, zapobiega ich zakwaszeniu i pozwala na stopniowe przejście z trybu treningowego do trybu życia codziennego. Prawda czy fałsz? Z artykuły, cytowanego przez „GW”, a opublikowanego w branżowym „The Journal of Human Kinetics” wynika, że rezultaty takiego „wyciszania” organizmu po wysiłku są niezauważalne, wbrew powszechnemu mniemaniu.
Jak to zbadano?
W pierwszym teście badanych podzielono na trzy grupy.
Pierwsza rozgrzewała się przed ćwiczeniami, jeżdżąc spokojnym rytmem na rowerze stacjonarnym.
Druga nie rozgrzewała się wcale, za to schładzała po treningu.
Trzecia była grupą kontrolną -nie rozgrzewała się, ani nie schładzała po wysiłku.
Najlepiej wypadli ci, którzy przeprowadzili rozgrzewkę. Ci, którzy się schładzali, w tzw. próbie bólu mięśni nóg mieli najmniejszy próg bólu, co oznacza, że odczuwali go najbardziej.
Czytaj także: HRmax, VO2Max, tętno spoczynkowe – co to i jakie ma Marit Bjoergen>>
Niestety, w badaniach nie sprawdzono, jak wypadłoby porównanie grup, które zarówno rozgrzewałyby się przed treningiem, jak i schładzały po.
Tyłem pod górę
W innym badaniu sprawdzono piłkarzy – jedna grupa po meczu zatrzymywała się i siadała na 20 minut, druga – schładzała się uprawiając jogging przez 12 minut lub 8 minut rozciągając się. Okazało się, że w testach nie było widać różnicy w sprawności obu grup, mierzonej jako szybkość czy skoczność.
– Schładzanie się nie ma wpływu na to, czy następnego dnia bolą nas mięśnie czy nie. Nie poprawia też wyników sportowca ani go jakoś specjalnie nie regeneruje – twierdzi Rob Herbert, który także przeprowadzał testy, które polegały na sprawdzeniu, jak regenerować się będą ci, którym kazano chodzić po nachylonej bieżni… tyłem. Grupa, która się schładzała, po dwóch dniach odczuwała nawet nieco większy ból niż ci, którzy po prostu przerwali trening i odpoczywali.
To jednak ma sens
Stopniowe przechodzenie na wolne obroty na pewno pomaga za to w jednym – pisze „GW”. Chodzi o to, że w czasie wysiłku naczynia krwionośne w nogach się rozszerzają, a nagłe przerwanie ćwiczeń powoduje, że dodatkowa krew, która płynęła do dolnych partii ciała, nie zdąży wrócić do górnych, np. głowy, przez co można odczuwać np. zawroty, a nawet omdleć.
Ważny jest też aspekt psychologiczny – podkreślają naukowcy. Truchtanie po „wycisku” powoduje odczucie spokojnego wracania do rytmu.
Poza tym – czy w takich okolicznościach nie jest przyjemnie się schłodzić?
Kamil Zatoński