Quo vadis Visma Ski Classics?

Prestiżowy cykl biegów długodystansowych zmierza w kierunku, w którym amatorzy to obywatele drugiej kategorii.

Transmisje telewizyjne, profesjonalna organizacja i oprawa, przepiękne i znakomicie przygotowane trasy, nowe lokalizacje i wysoki poziom rywalizacji – to przez lata mogło przyciągać ambitnych amatorów do udziału w biegach cyklu Visma Ski Classics.

Niestety, cykl staje się klubem zamkniętym dla profesjonalistów, a amatorzy są na doczepkę – ważną o tyle, że swoimi opłatami startowymi współfinansują to, by karuzela mogła się kręcić.

Najnowsze przykłady?

Engadin La Diagonela odbyła się tydzień temu, ale udziału w niej z powody pandemii nie mogli wziąć amatorzy. Ok, to jeszcze można zrozumieć, choć przecież test PCR może zrobić każdy.

Amatorów dopuszczony do rywalizacji w Dobbiaco (choć bałaganem informacyjnym zniechęcano ich od tygodni). W czwartek, a więc dwa dni przed biegiem, zdecydowano, że ze względu na spodziewane masywne opady śniegu bieg „klasykiem” odbędzie się w niedzielę rano, a nie w sobotę. Tyle że chodziło o bieg dla „pro”, amatorom terminu sobotniego nie zmieniono, bo oficjalnie chodziło tylko o kwestę transmisji TV (głównie – wykorzystanie helikoptera).

Już jednak w piątek wieczorem stało się jasne, że sobotni bieg w anormalnych warynkach nie będzie się mógł odbyć i rzeczywiście odwołano go, tłumacząc to ryzykiem lawinowym.

To ryzyko, którego nie można lekceważyć akurat w tym regionie, bo trasa biegu prowadzi po tzw. galeriach, a więc zboczu góry, gdzie zejście lawiny miałoby katastrofalne skutki.

Kilka lat temu sytuacja była podobna, ale wówczas biegów nie odwoływano, ale zmieniono ich trasę tak, by nie narażać się na ryzyko lawinowe.

Tyle że wówczas i amatorzy, i zawodowcy rywalizowali ramię w ramię, a dystans był jednakowy dla obu grup. Teraz zawodowcy pobiegną 1,5 pętli, by dobić o 45 km, a amatorom została trasa o długości 30 km (na szczęście ci, ktorzy chcieli biec klasykiem, będą to mogli zrobić w niedzielę, tyle że prawie 4 godziny po starcie „profi”).

Takie różnicowanie dystansów to nie nowość – w La Venoście start pro i amatorów rozdzielono, ci drudzy mają do pokonania krótszą trasę.

Podobnie ma być w Are pod koniec sezonu – profi będą mogli przebiec 100 km, amatorzy tylko połowę (a pewnie w ogóle, bo ich rywalizację wytnie się w ramach covidowych ograniczeń).

Profi będą mogli pobiec w Biegu Wazów ramię w ramię, amatorzy – tylko w formule solo, bez rywalizacji, listy wyników itd.

Podobnie będzie pewnie w Jizerskiej 50 (tu amatorzy na pewno nie pobiegną) i kilku innych biegach cyklu.

Czy w czasie po pandemii coś w tej kwestii się zmieni? Pewnie to, że amatorzy wrócą do normalnego ścigania, choć nie we wszystkich biegach będą mogli oni swoje wyniki porównać z „klubem profi”.

Szkoda.

Kamil Zatoński, wielokrotny uczestnik biegow cyklu Visma Ski Classics

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *