
Media społecznościowe zalała fala ogłoszeń „kupię zestaw do biegania na nartach”. Oto moje podpowiedzi dla zainteresowanych.
- Trzeba sobie przede wszystkim zadać pytanie: czy warto kupić? Sprzęt, nawet używany, to co najmniej kilkaset złotych, a zapał może minąć tak szybko, jak zima za oknem. Warto poszukać wypożyczalni w okolicy, jeśli ma to być dla nas tylko niedzielna przygoda.
- Ci, którzy założą narty pierwszy raz, będą na nich tylko chodzić (w porywach szurać), dlatego nie ma co patrzeć od razu na górną półkę cenową. Dla niedzielnego biegacza ważniejsze by a) buty były wygodne i w odpowiednim rozmiarze (ogłoszeń w stylu „sprzedaję, bo okazały się za ciasne” jest bez liku), dlatego lepiej szukać opcji z możliwością zwrotu/wymiany, jeśli kupujemy online b) narty były dobrze dobrane do wagi i niezniszczone.
- O co chodzi z tą wagą? W sieci zdarzają się jeszcze porady typu: wzrost + 30 cm, ale to stare reguły, które teraz zastąpiono mierzeniem nart na specjalnych maszynach, by określić ich optymalne obciążenie. Zwykle podaje się to w przedziałach, np. 65-75 kg. W przypadku narty klasy turystycznej (czyli dla szuracza) konsekwencje niedobrania sprzętu do wagi będą takie, że narta będzie hamować (jeśli za miękka), lub się uślizgiwać (jeśli za twarda – łuska nie będzie trzymać).
- No właśnie – łuska, skin, smarowanie? Początkujący niech poszukają nart z łuską, bo są tańsze niż skiny i zdecydowanie łatwiejsze w obsłudze niż narty smarowane (chodzi o smarowanie w strefie odbicia, czyli pod wiązaniem).
- O nartach typu skin mogą pomyśleć osoby z ambicjami sportowymi i nastawione na bieganie po ratrakowanych trasach. Wtedy być może będą w stanie wykorzystać walory tego typu narty, choć uczulam na ich wybór: kilka znajomych i nieznajomych mi osób szybko odsprzedaje te narty, bo okazują się za twarde. Dobiera się je pod wagę, a także poziom zawodnika (w skrócie: czy ma mocne, czy słabe odbicie) i jak widać zawodzić musi prawidłowe określenie parametru nr 2, czyli własnego poziomu. Jeśli miałby coś doradzić: pokornie uznajcie, że jesteście początkującymi biegaczami, wtedy będziecie mieli większe szanse na „znalezienie odbicia” (a przy okazji zaoszczędzicie pieniądze).
- Czy korzystać z lekcji instruktorów/trenerów? Tak, prawie zawsze warto, ale pamiętajcie, że w czasie jednej lekcji nie nauczycie się zbyt wiele, bieganie (bieganie! A nie chodzenie) na nartach na poziomie podstawowych to moim zdaniem trudniejsza sztuka niż zjeżdżania – a wielu biegaczy to także „alpejczycy”, którzy korzystali z pojedynczych lekcji i chcą powtórzyć tę drogę. Niestety, droga na skróty nie będzie tu dobra. Jeśli jesteśmy niedzielnymi biegaczami, naukę można sobie darować ( bo i tak będziemy tylko człapać), jeśli mamy ambicje, skorzystajmy z porad trenerów, którzy mają doświadczenie w pracy z amatorami (polecam oczywiście SN Klasyk).
- Jak dobrać kije? Dla szurających – aluminiowe (do klasyka: wzrost minus 30 cm, do łyżwy wzrost minus 20 cm), dla ambitniejszych polecam nie bać się włókna węglowego w kijach, bo opowieści o tym, że kije carbonowe bardzo często się łamią można włożyć między bajki (chodzi mi o bieganie po przygotowanych trasach, a nie leśnych wertepach). Im więcej carbonu, tym lepiej, choć cena też rośnie. Kije ze 100-procentową zawartością carbonu można już jednak kupić za około 350 zł. Ważne: nie wybierajcie kijów „z zapasem” długości – przy technice klasycznej kij nawet o 2,5 cm za długi będzie wam psuł poprawną technikę i wcale wiele nie pomoże przy „pchaniu”. Na to przyjdzie jeszcze czas.
- Jak dobrać buty? Ambitniejszym polecam poszukanie wyższych modeli z wyprzedaży, w niższych modelach będziecie mieć poczucie dużego luzu po bokach i niestabilności.
- Ubranie: ważne, by nie za ciepło. Kluczowe elementy: bielizna termiczna (przyzwoitą można kupić w Biedronce czy Lidlu), czapka, rękawice, czyli to, co pozwoli zachować ciepło (spocenie się i zmarznięcie źle się kończy) i ochronić newralgiczne części ciała.
- Marki, które polecam na podstawie własnych doświadczeń? Narty: Fischer, Rossignol; buty: Fischer, Madshus (Alpina jest super, ale wyższe modele nietrwałe); kije: Swix (top), Yoko (dobry stosunek jakości do ceny), rękawice: Lill Sport (firma szwedzka, ale produkująca w Polsce, właściwie u nas nieobecna), odzież: Daehlie (niestety, b. droga), bielizna: Odlo (top), Brubeck (jest ok, ale też dość droga).
I na koniec: dbajcie o sprzęt, smarujcie go dość często (nawet po każdym użyciu), posłuży wam dłużej.
Jeśli macie pytania, zadajcie je w komentarzu (są moderowane, więc trzeba chwilę poczekać na ich akceptację i odpowiedź).
Kamil Zatoński
3 komentarz do “Od czego zacząć przygodę z biegówkami”