Wrażeniami z biegu na 50 km w 41. Biegu Piastów podzielił się z nami Piotr Zygadlewicz z SN Klasyk Warszawa.
Nowa formuła startu z Polany Jakuszyckiej, choć nie została wprost opisana w informatorze, nie wywołała chaosu, dzięki jasnym komunikatom spikera. Małe miasteczko pomiędzy startem a metą też wydawało się sensownie zorganizowane i nie było żadnych problemów z oddaniem rzeczy do depozytu nawet jeśli miało się więcej niż jeden worek do oddania. Może trochę gorzej było z odbieraniem wielu worków, ale i tak w pierwszych godzinach obsługi szło to dosyć sprawnie.
Początek biegu z drugiego sektora przyniósł mieszane uczucia. Na polanie owszem fajne tory i obyło się bez kolizji. Po chwili, zgodnie z zapowiedzią spikera tory zniknęły, by za przejściem kolejowym znowu się pojawić. Tu trafiłem na lewy tor, który był dosyć płytko wyciśnięty na nierównych grudach śniegu (być może nawieziony lub efekt działania gąsienic ratraka). Przeraziłem się, że jeśli cała trasa ma tak wyglądać, to czeka mnie niezła orka. Na szczęście po skręcie w lewo na Dolny Dukt problem z grudami zniknął, a w drodze powrotnej przez ten sam odcinek też już go nie było.
Na początku tory były trochę przyblokowane, ale śnieg był jeszcze dosyć szybki, więc prawie wszyscy pod górę pchali. Planowałem wolniejsze rozpoczęcie biegu, więc uznałem, że nawet jest mi to na rękę. Inaczej na planach niższego tempa pewnie by się skończyło. Doczekałem do Górnego Duktu i cała stawka przyspieszyła. Wciąż było jeszcze dosyć ciasno, ale do czasu zjazdu stawka już się trochę rozciągnęła. Po minięciu stadionu na 6. km było już naprawdę przyjemnie. Tory wciąż jeszcze dosyć zmrożone i szybkie pozwalały na pokonywanie trasy bez większego wysiłku. Wraz z utratą wysokości jednak robiły się coraz bardziej miękkie i tępe, ale potem zbliżając się do schroniska Orle znowu robiły się twardsze. Dopiero na wyjeździe na polanę przy schronisku czuć było jak mocno operuje słońce i jak głupim pomysłem była próba wyprzedzania torem obok, który nie był przez nikogo uczęszczany.
Wspinaczka do Samolotu odbywała się już po mokrych torach, ale na szczęście wciąż tam jeszcze były, a dobrze dobrane klistry pozwalały mi jako tako wbiegać na górę. Bardzo wysoka jak na mnie średnia prędkość zaczęła spadać na łeb na szyję, żeby nieco się odbić przy zjeździe z Samolotu. Kolejny fragment trasy na zawijasach to mieszanka pluchy, mokrego lub miękkiego śniegu. Później wzrosła wysokość a wraz z nią znów pojawił się lód w twardszych torach i chwila wytchnienia, aby w okolicach 36. km trasa zamieniła się w mokre ślady (na szczęście równe, więc dało się nawet biec) otoczone breją. Na podbiegu dopadł mnie lekki kryzys, ale w tym momencie przydała się dobra rada trenerki Natalii Grzebisz, koncentrat energetyczny i potem już jakoś poszło. Niestety jednak mniej więcej też od tego momentu można było się pożegnać z myślą o wyprzedzaniu. Jakiekolwiek zmiany toru na drugi, który nie był uczęszczany (i wyglądał jak spod igły) kończyły się utratą prędkości i siły.
Wyższa temperatura z mojej perspektywy miała też jednak jeden plus ;-). Na długich zjazdach z kopalni, którymi poprowadzona została trasa (5 lat temu biegłem tamtędy w przeciwnym kierunku) śnieg nie był już taki szybki i czułem się komfortowo zjeżdżając cały czas w torach. Tym bardziej, że osób dookoła było już niewiele. Wcześniej myśl o tych zjazdach często zaprzątała mi głowę.
Po zjazdach przyszła jeszcze pora na pokonanie kilku podbiegów. Te niestety momentami były bardziej strome niż wcześniejsze i częściej brakowało na nich torów. Wciąż jednak były w miarę równe. Po wdrapaniu się z powrotem na Rozdroże przyszła kolej na ostatnie pchanie do mety. Tu niestety praktyczny brak możliwości wyprzedzania, przy posiadanym zasobie sił, okazał się uciążliwy.
Nie mniej jednak udało się poprawić poprzedni wynik o 4,5 minuty (czas 3:28:16) i zająć wysokie 195 miejsce. Trasy bardzo mi się podobały i chętnie tu jeszcze wrócę, choć przydała by się w końcu niższa temperatura. Z tym może być jednak problem o tej porze roku.
P.S. To był wyjazd na którym spędziłem najmniej czasu w historii swoich wyjazdów. Wyjechałem ekspresem z Warszawy w piątek o godzinie 16:30, a polanę Jakuszycką opuściłem już o 12:40 w sobotę, żeby zdążyć na pociąg ze Szklarskiej Poręby o 13:16. Dziękuję Kamilowi i Danielowi z SN Klasyk, bez których pomocy ta sztuka nie byłaby w ogóle logistycznie możliwa.
Piotr Zygadlewicz
Wyniki Piotra z Biegu Piastów
2009 46 km Cl 5:12:28 1201
2010 50 km Cl 3:50:48 785
2012 50 km Cl 3:32:52 345
2017 50 km Cl 3:28:16 195
2 komentarz do “Ekspresowy Bieg Piastów [RELACJA]”