Norwegowie bronią się, że astma to nie jest choroba specyficzna tylko dla reprezentantów tego kraju. Szczegółowych danych jednak brak.
Mająca niewyparzony język Jelena Wjalbe, szefowa rosyjskiej federacji biegów narciarskich, po ujawnieniu „sprawy Sundby’ego” (czytaj więcej>>) wypaliła, że astma to „choroba norweska”, a Justyna Kowalczyk w rozmowie z portalem sport.pl powtórzyła, że nie przestał ją dziwić tak bardzo wysoki odsetek astmatyków wśród norweskich sportowców.
Problem w tym, że nikt za bardzo nie zdradza, ilu sportowców w Norwegii i innych krajach przyjmuje leki na astmę.
To, co wiadomo, to że w 2010 r. w Norwegii połowa kadry w biegach narciarskich miała zdiagnozowaną astmę. Obecnie, jak powiedział Vidar Lofshus, trener kadry, „od 5 o 7” z 22 kadrowiczów leczy się na astmę. W tej grupie są na pewno Martin Johnsrud Sundby i Marit Bjoergen.
Kai-Hakon Carlsen, profesor Norweskiej Szkoły Sportu broni swoich rodaków i zaznacza, że astma nie jest chorobą „narodową”, ale raczej zawodową i dotyczy sportowców uprawiających określone dyscypliny, jak biegi narciarskie czy biathlon.
Z badań Kennetha D. Fitcha, australijskiego naukowca, wynika, że biegi narciarskie to najbardziej „zaatakowana” astmą dyscyplina wśród zimowych dyscyplin olimpijskich. 17,2 proc., a więc prawie co piąty z uczestników igrzysk w latach 2002-2010 chorował na astmę.
Wśród dyscyplin letnich „liderem” jest triathlon z odsetkiem 24,9 proc., na drugim miejscu jest kolarstwo (około 17 proc.) – dane te pochodzą z igrzysk 2004 i 2008 r.
Fitch nie dziwi się, że akurat uprawiający te dyscypliny chorują na astmę, ponieważ to sporty wytrzymałościowe, a zapadalności na chorobę w dorosłym wieku sprzyja m.in. fakt, że treningi często odbywają się na zewnątrz, w niskich temperaturach.
Kamil Zatoński